„Strażnicy marzeń” to film animowany
wytwórni DreamWorks, opowiadający o tytułowych Strażnikach – czwórce znanych
nam postaci, czyli: Świętym Mikołaju, Wielkanocnym Zającu, Zębowej Wróżce i
Piaskowym Ludku. To właśnie im dzieci zawdzięczają udane święta, rekompensatę za
stracone zęby, czy piękne sny. Lecz teraz muszą się zjednoczyć aby pokonać
Czarnego Pana, który chce zniszczyć wiarę w Strażników i zastąpić ją swoim
mrokiem. Jednoczą się aby ochronić dzieci, w tym musi im pomóc Jack – psotny duch
zimy, dzięki któremu mamy mroźną pogodę i epickie bitwy na śnieżki.
O
„Strażnikach marzeń” pierwszy raz usłyszałam z reklam, jednak nie przykuło to
mojej uwagi – wiadomo teraz tego pełno. Jednak ktoś mnie podkusił żeby zobaczyć
zwiastun i dzięki temu postanowiłam obejrzeć nowość DreamWorks’a. Był to strzał
w dziesiątkę!
Przede
wszystkim w oczy rzuca się oryginalność postaci, założę się, że większość z nas
wyobrażała sobie Świętego Mikołaja jako miłego, starszego dziadka, tu jest on
szefem Strażników, nieustraszonym wojownikiem z mieczami, ma rosyjski akcent i
tatuaże na rękach. W swojej bazie na północy prowadzi wytwórnię zabawek
robionych – uwaga – przez yeti. Wielkanocny Zając jest postawny, ma
australijski akcent i walczy bumerangami, ma też cięty język i z początku nie
podoba mu się pomysł Jack’a Mroza w drużynie. Zębowa Wróżka to skrzyżowanie
kobiety z kolibrem (bardzo ciekawy pomysł :-) ), która
opiekuje się najpiękniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa, kieruje pokaźną
grupą miniwróżek, zbierającym zęby spod poduszek w zamian zostawiając
pieniądze. Piaskowy Ludek jest niemową, jednak swoje myśli pokazuje nam w
formie piaskowych obrazków, wydaje się najmądrzejszy z całej czwórki. I
wreszcie Jack Mróz, tu muszę pogratulować wytwórni głównego bohatera, bardzo
często się zdarza, że jest nim ciamajda, który nie pasuje do reszty/nie wierzy
w siebie/nic mu nie wychodzi* (* - niepotrzebne skreślić), a tu mamy wiecznie
młodego, przystojnego nastolatka, który ma charakter: jest psotny, pewny siebie
i w przeciwieństwie do innych Strażników jest samotnikiem, wiedzie wesołe życie
zabawiając się na okrągło zamrażaniem czego popadnie. Ma ciekawą moc, bo za
pomocą swojej różdżki może zamrażać, wywoływać śnieżyce, panować nad wiatrem
(dzięki czemu lata). Ciekawy jest aspekt psychologiczny, bo pod uśmiechem i
psotami kryje się wewnętrzny dramat, pytania, na które nie ma odpowiedzi: „Po
co zostałem stworzony?”.
Zachwycił
mnie też czarny charakter – sam Mrok. Wydaje się on być dość straszny jak na
bajkę (i z tego co słyszałam kilkoro dzieci się go przestraszyło w kinie), jednak
dla mnie jest w sam raz. Wie o nas to co staramy się ukryć – nasze lęki.
Potrafi wejść na ambicje, grać na emocjach, wydaje się bardzo pewny siebie, a
dzięki podkradnięciu mocy Piaska jest w stanie tworzyć Koszmary – czarne, złowrogie
rumaki.
Fabuła
jest wciągająca już od pierwszych minut, film jest ciekawy, widzowie mogą
zachwycać się piękną scenografią, efektami takimi jak dynamiczne sceny walki,
padający śnieg, czy złoty piasek (szczególnie w 3D) oraz śmiesznymi dialogami.
Nie brakuje również dyskretnego humoru. W animacji jest kilka niedopatrzeń,
jednak nie ujmuje to wartości filmu. Wspaniałą rzeczą są też detale z jakimi
opracowane są sceny między innymi gesty, miny bohaterów, czy obrazy w tle.
Gratulacje należą się też Alexandrowi Desplatowi za wspaniałą ścieżkę dźwiękową
dzięki, której głębiej wczuwaliśmy się w sytuację bohaterów. Jednymi słowy, gdy
było radośnie chciało się śmiać, gdy smutno – płakać – i o to chodzi J Oglądając
„Strażników marzeń” w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy znów nie
uwierzyć w Świętego Mikołaja, bo podczas filmu naprawdę mogłam poczuć się jak
dziecko.
Może
i recenzja jest nieco przesadzona (nic nie poradzę :-) ), jednak z
czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to film warty obejrzenia – gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz